
Wrześniowy Nowy Rok w Biebrzańskim Parku Narodowym
autor: augustyn
04.01.2018
Motto:
„Nie samym psem człowiek żyje”
Sparafrazowane przysłowie Indian z plemienia Apache*
Feromony?
Pierwsze, co zrobił Joszko po wyjściu z samochodu, to próba bliskiego, bardzo bliskiego zapoznania się z zaprzyjaźnionym kotem okołodomowym. Skończyła się na drzewie. Kot skończył na drzewie. Nerwowy jakiś. Drugi uciekał jakoś z większym sensem i skutecznością. Nie wiem, dokąd, w każdym razie Joszko mu odpuścił.
Okazało się też, że nasz gospodarz również przypadł mu do gustu. Joszko witał się bardzo po ludzku, na dwóch nogach, a wkrótce zaczął po psiemu próbować go dosiadać. Ot, takie samcze przepychanki. Może to próba dominacji, a może – jak podejrzewa masuriana – coś w męskich kosmetykach, w szamponie, dezodorancie, płynie do kąpieli. Joszko z zapałem próbował wylizać naszemu gospodarzowi głowę, podobnie, jak czasami czyni to mnie, więc może chodzi o zapachy nabyte, a nie naturalne?
Spacerniak noworoczny
Nasz mentor, przewodnik, nasze guru od niewidzialnych storczyków znowu z łagodnym, życzliwym uśmiechem obnażał naszą ignorancję.
– To wilk? – pyta masuriana.
– Nie. Pies.
– Może mały wilk?
– Nie. To pies. Trop wilka jest charakterystyczny. To jest pies.
– A to łoś?
– Nie. Jeleń. A tam dzik.
Szybki dialog na spacerze. Dwadzieścia sekund, piętnaście metrów. Trzy gatunki. Czwarty omal nam nie umknął.
– A tam łoś.
– Gdzie?
– Ta kupa, w którą właśnie prawie wdepnęłaś.
– Te bobki? Świeże nawet jakieś.
– Rozmoczone przez deszcz raczej.
– A dlaczego takie bobki?
– Dobre pytanie. Nie wiem – uśmiecha się.
– Niezbyt imponujące – włączam się do rozmowy – To nawet krowa sra z większym rozmachem.
Chyba nie doceniam łosia. Trzeba mieć swój defekacyjny styl, bez populistycznej gigantomanii. Łoś to łoś. Nie musi. A może. Nie zabiega o łatwy poklask. Sra, jak chce i gdzie chce.
Nadbiebrzańskie bagna wydają się puste, w końcu mamy zimę. Zwierzaki schroniły się już w lesie. A mimo to i tak coś przebiegło w poprzek drogi, którą szliśmy. Pierwszostyczniowe przedpołudnie w dolinie Biebrzy, w środku największego parku narodowego w Polsce. Było tu spokojnie nawet w sylwestrową noc, więc jak jest teraz? Błogostan? Może dla nas? Ułomnych ludzi. Bez wyczulonych zmysłów, ignorantów. Masuriany i mnie.
Joszko zachowuje się jak dziecko w sklepie z zabawkami. Nie może się zdecydować, w którą stronę iść. Węszy intensywnie i ciągnie w różne strony. Nie mamy odwagi puścić go luzem. Tu zwierz może pojawić się równie dobrze za krzakiem, jak za domem w środku wsi. Spacery na smyczy, czasami zwykłej, czasami dwudziestometrowej ewidentnie tez mu się podobały.
* Prawdziwe brzmienie tego przysłowia to:
„Garść manioku w sakwie nie czyni z chłopca mężczyzny” **
**Tak naprawdę przysłowie, jak i całą resztę zmyślił Karl May w „Winnetou” ***
***Po prawdzie, to zmyśliłem wszystkie powyższe przysłowia i wyjaśnienia.
Komentarze
W jakiś sposób podobne:
Kategorie:
