
Coś
autor: augustyn
31.05.2017
Joszko często przynosi coś ze spaceru. Trofeum jakieś. Zazwyczaj patyk. Już w bramce mówię mu:
– Pamiętasz, że nie możesz wziąć patyczka do domu?
Chyba mnie nie słucha. Ale pamięta. Pod drzwiami odprawiamy rytuał. Bez pospiechu chwytam to, co przyniósł. Mówię:
– Daj.
I czekam. Joszko powoli luzuje chwyt i wypuszcza zdobycz.
– Dobry pies, dobry – chwalę go i odkładam rzecz na ziemię obok psa. Otwieram drzwi i wchodzimy do środka bez śmieci. Rutyna.
Aż któregoś dnia wracający bez żadnej zdobyczy ze spaceru Joszko chwycił w pysk pozostawiony poprzedniego dnia pod drzwiami patyk.
– Z tym do domu nie wejdziesz – mówię i wyciągam rękę po patyk. Joszko szarpnął gwałtownie w bok głową tak, bym nie mógł dotknąć patyka. Z drugiej strony to samo. Chyba nawet warknął. Ciekawostka. Tak nie będziemy się bawić. Kucam obok.
– Znasz zasady, do domu nie wnosisz śmieci ze spaceru. – Stoi niewzruszony zerkając z ukosa na moje ręce. Wyciągam dłoń – znowu machnął głową.
Ringo
Biorę leżącą obok jego zabawkę – ringo. Może skuszę go perspektywą zabawy. O naiwności! Jakby nie istniało nic poza skarbem w pysku. Wszystko trwa już kilka minut. Zakładam ringo na patyk. Joszko udaje, że nic się nie zmieniło. Głaz niewzruszony.
– Jeśli nie oddasz patyka, to zrobię ci fotkę i opublikuję w internecie. Zrobię z ciebie pośmiewisko.
Słucha. Przekrzywia głowę, patrzy na mnie. To postęp. Robię fotki, żeby uwiarygodnić swoją groźbę. Widzę, jak podejmuje decyzje. Zdejmuję ringo i chwytam patyk.
– Daj.
Stoimy. Czekamy. Ależ ja jestem cierpliwy. To pewnie dlatego, że wieczór ciepły.
– Dobra, liczę do pięciu… – i nie zdążyłem zacząć, znudził się chyba.
Komentarze
Kategorie:
