Liberté-Agilité-Fraternité, czyli Joszko movie #16
autor: augustyn
05.07.2017
Dziwadła to naiwne są. Przynajmniej wobec mnie. Nie wiem, co z resztą świata. To mnie nie obchodzi, w końcu i tak świat kręci się wokół mnie. Czasami bardzo szybko, aż za szybko. Mam na to swoje sposoby, ale niestety działają różnie. To znaczy, że czasami nie działają wcale. Świat gna gdzieś tak, że nie da się za nim nawet wzrokiem nadążyć. Jeśli macie tak samo, to wiedzcie, że to nie przeze mnie – ja się temu opieram, całym swoim ciężarem.
Liberté znaczy Wolność
Byliśmy w Kudłatej Chacie*. Nie pierwszy raz. Co tam wcześniej widziałem – a widziałem cudaczne coś – opowiem innym razem. Każda wizyta zaczyna się od uwolnienia. Zapuszkowany** przez jakiś czas, w drodze skupiony na wyhamowywaniu świata dookoła, po dotarciu na miejsce odprężam się i zostaję uwolniony. I wolność ta trwa.
Mata
Mam w domu taką malutką, w której czasami Dziwadło chowa mi smakołyki (myśli, że nie znajdę, phi, znowu ta naiwność), a tutaj jest taka wielka, olbrzymia mata węchowa. Profuzja zapachów w zieleni*** trawy. Każdy wdech to nowy obraz w mojej głowie. Inny pies, inny ruch, inne zdarzenie. Tu leżała Tosia, tam Skipper doprowadzał do porządku jakiegoś psa, którego nie znam. E tam, psa, szczeniaka zaledwie. Nie, nie szczeniaka, dwa szczeniaki! Tam ktoś biegał w kółko. Jakie chude nóżki, malutkie ślady, ale to nie szczeniak, to dziewczyna. Uhm. Uuuhmm. Mógłbym tak godzinami opowiadać, ale teraz wolę pomyśleć o tym ostatnim śladzie…
Agilité znaczy Zwinność
Dziwadła to naiwne są. Wydaje im się, że gdyby dali mi smakołyk ot tak sobie bez przyczyny, to poprzewracałoby mi się w głowie. A w głowie to ja mam porządek jak w pałacu. W końcu to przecież jest pałac, mój pałac pamięci****. Gdyby był bałagan, to jak spamiętałbym wszystko ważne?
Z naiwności tej dziwadłowej wynika mnóstwo dodatkowej przyjemności. Na tej wielkiej macie na przykład porozstawiane są różne zabawki i dziwadła chcą, abym robił różne rzeczy z tymi zabawkami. Tu przeskoczył, tu lawirował, tu przelazł, tu przez tunel przeczołgał. Prościzna, ale dostaję za to smakołyki. Dziwadłom się zdaje, że ja tak będę robił kiedyś bez smakołyków. Naiwni. To fajna zabawa, kiedy smaczki są w grze, ale bez nich to niby po co miałbym jakiś slalom uskuteczniać, skoro szybciej jest pójść po prostej? Po co mam skakać, jak da się to dwoma krokami obejść? Po co mam włazić do dziury, skoro widzę, co jest z drugiej strony bez włażenia?
Joszko jest bardzo zdolny, kiedy wie, że parówka już czeka, żeby trafić do jego pyska. Zdolny, gorliwy. Zupełnie do siebie niepodobny. Znika gdzieś krnąbrność, upór, niezależność, lekceważenie. Pies jakby wczoraj z wyróżnieniem skończył szkolenie agility. A przecież to jego pierwszy raz.
Niech im będzie, widzę, że dobrze się bawią. I o to chodzi.
Fraternité znaczy Braterstwo
Smakołyki się skończyły. Niestety smakołyki zawsze się kończą. Jedna z nierozwiązywalnych zagadek wszechświata. Na szczęście ten sam wszechświat w zamian zawsze przynosi coś innego. Substytut konieczny dla równowagi entropii. Tym razem przyniósł, czy raczej przysłał Tosię, Skippera i … kogoś nowego! Znam cię, to twój zapach czułem wcześniej.
– Chodź, nie bój się mnie, nie skrzywdzę cię. Pobawimy się. – Najpierw. Taka gra wstępna.
– Luna, tak? Ślicznie. Pasuje ci. Chudzinka z ciebie taka jak księżyc tuż przed ostatnią kwadrą albo zaraz po pierwszej. Ja pod tym futrem też jestem wiotki i delikatny. – No nie powiem jej przecież, że jestem twardy i żylasty, bo się przestraszy.
– O właśnie, widzisz, nie jestem wcale taki straszny, miły ze mnie tornjaczek. Mówisz, że jesteś starsza? Niemożliwe, przecież ewidentnie widać, żeś dzierlatka. A ja niedługo też już będę się liczył w latach, a nie w miesiącach!
Luna przypasowała Joszkowi od pierwszego niuchnięcia. Przez chwilę nieco zdeprymowana jego bezpośredniością, szybko się przełamała i swobodnie dotrzymywała mu kroku. Do czasu, aż Joszko zaczął tracić parę, wtedy przejęła inicjatywę. Pies o kondycji kojota. Niezmordowana dobermanka.
Przykuwający uwagę widok. Brykająca z Joszkiem Luna i gardłujący dookoła, a czasami nawet lekko podgryzający Skipper. Strażnik moralności i nauczyciel młodziaka – nie bądź zbyt natarczywy, nie tak mocno, nie teraz, odpuść chwilę, nie tak – wszystko to widać, choć nie ludzka to mowa ciała. Nie powiem, żebym ja to wszystko widział, ale Ela wyjaśniła, więc już rozumiem.
W efekcie mamy obrazek trzech szalejących psów i statecznej, obserwującej wszystko Tosi, która czasami nawet włącza się i karci Joszka, chroniąc w ten sposób cześć Luny. Nieco niedomagająca zdrowotnie, nie najmłodsza Tosia, z tego przepełnionego energią towarzystwa też czerpie trochę sił. Radośnie podbiegnie do któregoś z ludzi, przeczołga się tunelem. Dobrze, że nie musi zajmować się ciągle nauczaniem. Joszko całkiem nieźle sobie radzi i rzadko potrzebuje psiej korekty. To nie pierwsze takie spotkanie, nauczył się. A dobrych relacji między psami tylko inne psy mogą nauczyć. Jak mawia Ela. Mawia tak, albo podobnie. Tylko pamięć sensu mam dobrą. Słowa zazwyczaj zapominam albo przekręcam.
Prawidłowe hasło z tytułu to oczywiście Liberté-Égalité-Fraternité, czyli Wolność, Równość, Braterstwo.