Boje toaletowe

Boje toaletowe

autor: augustyn

08.11.2016


Węże w kabinie

Dziwadła używają takiego małego kojca w kącie łazienki. W tym kojcu bawią się z wężem, z którego czasami wieloma strumieniami sika woda. Bez nich wąż tylko śpi. Za to żywy jest świetny. Czasami pozwalają mi się nim trochę pobawić.

Trzeba Joszka przyzwyczajać do prysznica, żeby kojarzył go raczej z zabawą niż przykrością i przemocą. Bo na pewno nadejdzie taki czas, że nie zdążymy zareagować i piesek wytarza się w czymś, co dzięki procesowi rozkładu nie jest już identyfikowane, za to pachnie intensywnie i trwale. Wtedy będziemy zmuszeni napuścić na Tornjaka białego jelenia pod prysznicem.

Zazwyczaj są jednak samolubni i zamykają się z nim beze mnie. Za to jak skończą, to są cali mokrzy, a woda na nich jest pyszna, smakuje zupełnie inaczej niż ta w misce. Ich skóra też smakuje inaczej niż normalnie.

Joszko czeka za drzwiami prysznica, zabijając nudę łapaniem wody ściekającej po szybie prysznica. Otwarcie drzwi to natychmiastowy atak jęzora na wilgoć na nogach. Staram się ruszać szybko, ale to nie takie proste. Mam niestety wszystkie dwadzieścia palców, a na każdym paznokieć do obcięcia! Później trzeba jeszcze umyć i opłukać brodzik. Kiedy się wycieram, to już po części ze śliny psa, a nie wilgoci po prysznicu.

Posiedzenie

No wreszcie zwlókł się z barłogu. A świt był już dawno temu. Idziemy. Pilnuję go, bo potrafi się rano ode mnie odgrodzić i znowu muszę czekać. On tam wtedy śpi czy co?

Szturcha mnie tym swoim nochalem namolnie, więc wstaję. Hura, oba kapcie są w pobliżu, żadnego nie wyniósł tym razem. Lezę do łazienki. Lezę, bo już dorósł na tyle, że nie muszę biegiem narzucać na siebie czegoś i boso pędzić z nim na dwór, żeby w domu nie narobił. Joszko jest pół kroku za mną. Nosem dotyka mnie pod kolanem. To też efekt dorastania. Wcześniej miział mnie w łydkę. I oczywiście podgryza co chwilę. Wpycha się do toalety. Kiedy obracam się, żeby zamknąć za sobą drzwi, on jest już w środku. Wytrenował się. Kiedyś udawało mi się wyrwać ten kwadrans na posiedzenie z czytaniem. Te czasy minęły.

Siada – teraz mam dostęp do wszystkiego. Tu powącham, tu poliżę, tam szczypnę. Gada toto coś prawie cały czas i się kręci, ale mało przeszkadza. Skoro już tu jestem to sprawdzam, czy jakaś zabawka nie wróciła na miejsce. Niestety nie. Zajmuję się więc znowu dziwadłem.

Skąd u niego tyle energii? Chwilami opanowanie opuszcza go całkowicie. Wpycha pyszczysko wszędzie, gdzie mu pozwolę. A pozwalam na mało. Podgryza za łokcie, za dłonie, za kolana, uda. Strofuję go niemal bez przerwy „nie, tak nie, nie ruszaj, gdzie, no coś ty, nie, ta nie …” i lawiruję telefonem z dala od jego pyska próbując uruchomić Feedly, żeby poczytać zaprenumerowane blogi. Chyba będę musiał zmienić przyzwyczajenia, bo czytać się nie da. Nawet tytułów wczytać często nie mogę. Czasami się udaje – kiedy sprawdza, czy wróciła szczotka sedesowa, papier toaletowy, odświeżacz powietrza. W zasięgu ma jeszcze kilka innych rzeczy. Sam nie wiem, dlaczego nie są schowane – to chyba jakaś prowokacja z samozagładą w tle.

Refleks

Czas zabawy. Dziwadło odkłada różne rzeczy, zdejmuje aromaty z nóg. Szkoda, że ma tylko dwie. Złapałem coś. Zauważył – zabrał. No to uszczypnąłem w to, co było pod nosem. Jęknął, odsunął się, zakręcił.

Ja pacze tylko

Poranne ubieranie się to trening refleksu. Joszko czatuje pół kroku ode mnie mając nadzieję na wolniejszą reakcję. Kapeć poza stopą zostaje natychmiast porwany. Uprowadzony znaczy się. A skarpety jakoś trzeba włożyć. Jakoś. Na przykład kręcąc się skacząc na jednej nodze albo ze stopą na wysokości piersi. Albo jedno i drugie naraz. Tak niestety nie potrafię. Zastępuję tę nieporadność szybkością. Są jakieś zawody w szybkości zakładania skarpet? Jestem już całkiem nieźle wytrenowany.

Zsunął na ziemię jakiś kawałek materiału ale ciekawszy jest ten wyrostek majtający się w górze. Aj, uciekł i coś znowu bełkocze. Kto by słuchał?

Pidżama na ziemię i szybko slipki na siebie. Z piruetem i podskokiem, bo widzę, jak z zaciekawieniem zerka na potencjalną zabawkę między moimi nogami. Pysk ma już prawie na wysokości mojego krocza, więc zagrożenie poznawczym kłapnięciem paszczą jest wysokie. Tłumaczę mu, że są rzeczy, na które mężczyzna pozwolić nie może ale jakbym z obrazem gadał. Za młody może jeszcze jest. I tak tłumaczę – taki sposób na niezauważenie frustracji, która czai się gdzieś bardzo blisko.

Z koszulką na jednej ręce przeciągam się z nim spodniami od pidżamy.

-Nie. Nie wolno. Zostaw.

Po co ja to powtarzam? Przecież i tak nie działa w tych okolicznościach.


Podziel się, udostępnij, skrytykuj, albo pochwal, jeśli wolisz.

Komentarze
Komentarze archiwalne:
Komentarze archiwalne z wordpressowego bloga


W jakiś sposób podobne: